poniedziałek, 28 października 2019

Imponująca Anglia w finale Pucharu Świata

W Pucharze Świata kolejna niespodzianka. Nie jest nią dla mnie samo zwycięstwo Anglii (Nowa Zelandia świetnie się dotąd prezentowała w turnieju, a Anglicy ostatnimi czasy z rywalami z południowej półkuli przegrywali, ale to przecież drużyna z najwyższej światowej półki), ale ich dominacja nad przeciwnikami. Nowozelandczycy po prostu nie mieli nic do powiedzenia. Drugi półfinał, choć wynik ważył się do samego końca, rozczarował. W Polsce grały siódemki męskie i kobiece, nasi rywale przystąpili też do gry w ramach rozgrywek Rugby Europe Trophy.

Puchar Świata
  Dwa mecze półfinałowe były dwoma bardzo różnymi widowiskami. Mecz Anglii z Nową Zelandią był świetnym widowiskiem, nawet mimo tego, że Nowa Zelandia nie sprostała oczekiwaniom. Drugi mecz, Walii z Afryką Południową, robił długo wrażenie festiwalu kopów (w dużej mierze nieudanych) i dopiero ostatnie minuty przyniosły jakieś prawdziwe emocje.
  Anglia – Nowa Zelandia 19:7. Dwie potęgi rugby w Pucharze Świata zmierzyły się dotąd trzykrotnie i zawsze wygrywali Nowozelandczycy, ale ostatnie takie spotkanie miało miejsce dwadzieścia lat temu. W półfinale zagrali między sobą w 1995 cztery przyłożenia zaaplikował wtedy Anglikom niesamowity Jonah Lomu. Faworytami byli Nowozelandczycy, jednak to Anglicy zagrali lepiej i zasłużenie wygrali. Zaczęli mecz od mocnego uderzenia. Nowozelandczycy w głowach chyba jeszcze mieli odtańczoną chwilę wcześniej hakę, gdy przyłożenie po znakomitej akcji całego zespołu angielskiego zdobył Manu Tuilagi. Przez pierwsze dziesięć minut Anglicy przytłoczyli rywali, przez resztę pierwszej połowy ich przewaga była nieco mniejsza, ale jednak wciąż Nowozelandczycy nie mieli właściwie okazji do zdobycia punktów. Co prawda Anglicy dopiero w końcówce pierwszej połowy zdobyli kolejne trzy punkty z karnego (było 10:0), ale po zmianie stron dalej skutecznie kopał George Ford i powoli ich dorobek punktowy rósł. Przy stanie 13:0 gracze z Europy popełnili jedyny poważny błąd w meczu. Szybka akcja Nowozelandczyków, jedna z nielicznych ich wizyt pod polem punktowym Anglików, została zakończona autem na pięciu metrach dla Anglii – wydawałoby się, że niebezpieczeństwo zażegnane. Jednak fatalny wrzut z autu, piłka przeleciała nad formacjami, złapał ją Ardie Savea, przyłożył i w sercach graczy z południowej półkuli mogła odżyć nadzieja. Anglicy jednak więcej takich błędów nie popełnili, Ford skutecznie wykonywał kolejne karne (w sumie z pięciu wykorzystał cztery, spudłował tylko ostatni na niewiele ponad minutę przed końcem meczu, gdy przewaga Anglii była już bezpieczna). Bardzo dobry mecz Anglików, natomiast słaby Nowozelandczyków. Nie potrafili przełamać angielskiej obrony, bardzo rzadko zbliżali się do pola punktowego Anglii. Nigel Owens dwukrotnie nie uznał przyłożeń Anglików – słusznie (choć w przypadku drugiego z nich był już bardzo aptekarski), ale to kolejny dowód na przewagę tej drużyny. Znakomity mecz zagrał m.in. Maro Itoje (świetny w autach, trzy razy przejął piłkę w ruckach), uznany za najlepszego zawodnika spotkania. Dla Nowozelandczyków to pierwsza porażka w Pucharze Świata od 12 lat, przerwana także passa sześciu kolejnych zwycięstw nad Anglią.
  Walia – Afryka Południowa 16:19. W zeszłym roku w meczach towarzyskich dwa razy wygrała Walia. Z kolei cztery lata temu w ćwierćfinale Pucharu Świata świetny, wyrównany mecz rozstrzygnęli na swoją korzyść w ostatnich minutach Południowoafrykańczycy i wyeliminowali Walię po zwycięstwie 23:19. Dziś w obu zespołach wystąpiło wielu spośród bohaterów tamtego spotkania, m.in. Pollard (a przecież jeszcze niedawno groziła mu amputacja ręki) i Biggar. I początkowo właśnie oni występowali w głównych rolach. Obie drużyny nie miały okazji do przyłożeń i komentatorzy mieli prawo narzekać na poziom gry, natomiast wspomnieni dwaj gracze skutecznie wykonywali rzuty karne. Do przerwy było 6:9, a kwadrans po przerwie 9:9. Mecz stał się ciekawszy dopiero gdy Damian de Allende, którego nie zdołał powalić Biggar, zdobył przyłożenie dla Afryki Południowej kończąc akcję zainicjowaną przez Pollarda. Było 9:16, ale dziesięć minut później, po bardzo długim naporze na pole punktowe rywali, przyłożeniem (swoim szóstym w tym turnieju) odpowiedział skrzydłowy walijski Josh Adams, a z bardzo trudnej pozycji podwyższył Halfpenny. Mieliśmy remis i pozostał kwadrans do końca meczu. Walijczycy chcieli pójść za ciosem, mieli przewagę, ale parę minut przed końcem to gracze z południa zyskali rzut karny, który skutecznie wykorzystał Pollard. Odtąd kontrolowali sytuację, a w ostatniej akcji już nie ryzykowali i choć mieli przyznany kolejny karny, wykopali piłkę w aut.
  W tygodniu poprzedzającym półfinały nie milkły echa fazy ćwierćfinałowej. Pojawiało się mnóstwo głosów chwalących reprezentację Japonii. Żegnano kończących reprezentacyjną karierę Francuzów Guirado i Vaahamahinę (ten miał wyjątkowo pechowy koniec tej kariery), a także wspomnianego już tutaj Rory'ego Besta. Medialnym tematem stała się fryzura reprezentanta Nowej Zelandii Jacka Goodhue (w dzisiejszych czasach „czeski piłkarz” nie zdarza się codziennie) – jej fanką okazała się premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern, a sam bohater żartobliwie stwierdził, że to właśnie włosy dodają mu szybkości.

Mistrzostwa Polski rugby 7 mężczyzn 
  Gospodarzem drugiego turnieju (z czterech zaplanowanych na cały sezon) była Skra Warszawa. Jako plus należy odnotować na pewno fakt, że zagrało w nim więcej ekip niż w pierwszym turnieju w Poznaniu. Jednak to tylko 11 zespołów, wciąż mniej niż było zainteresowanych rozgrywkami choćby nawet sezon temu. Na dodatek jedna z awizowanych drużyn, Czarni Pruszcz Gdański, nie pojawiła się na starcie (wciąż zatem nie było nikogo z Trójmiasta).
  Organizatorom należy się wielka pochwała za zorganizowanie internetowej transmisji. Co prawda nie całego turnieju, ale już transmisja kluczowych meczy jest wielkim postępem w naszej siódemkowej rzeczywistości. 
  A na boisku dominowały te same drużyny, co w poprzednim turnieju w Poznaniu. Cały turniej wygrała niepokonana Posnania, która zdaje się pewnie zmierzać po obronę tytułu mistrzowskiego. Pozostałe drużyny z pierwszej czwórki także były te same, pozamieniały się jednak kolejnością. Posnania w finale pokonała Orkan Sochaczew, a w meczu o trzecie miejsce gospodarze wygrali z Juvenią Kraków.
  W klasyfikacji mistrzostw Posnania ma już sporą przewagę nad rywalami – aż osiem punktów. Wymiana miejsc na podium spowodowała, że kolejne trzy drużyny mają identyczny dorobek punktowy. Mamy zatem faworyta do złota, a za nim trzy ekipy idące łeb w łeb.

Mistrzostwa Polski rugby 7 kobiet
  Czwarty turniej sezonu i półmetek rozgrywek. Tym razem najlepsze kobiece ekipy spotkały się w Rudzie Śląskiej. Przyjechało ich tym razem dziesięć, czyli o dwie więcej niż poprzednio w Krakowie.
  Już tradycyjnie zwycięstwo odniosły Biało-Zielone Ladies Gdańsk, a drugie miejsce zajęły Black Roses Posnania. Nikt im nie zagroził, Czarne Róże również wysoko przegrywały z Biało-Zielonymi. Chyba rekordowe zwycięstwo w fazie grupowej odniosły Biało-Zielone nad gospodyniami: Diablice uległy aż 0:71.
  Zacięta walka toczyła się natomiast o trzecie miejsce między Diablicami a Juvenią Kraków. W fazie grupowej Juvenia wygrała z gospodyniami 19:10, ale w meczu o trzecie miejsce uległa minimalnie 17:19. W efekcie w kolejnym turnieju to Juvenia będzie walczyć w I lidze, a o medale w jej miejsce powalczy Legia Warszawa.
  W klasyfikacji ogólnej na czele bez zmian: Biało-Zielone przed Black Roses. Kolejne trzy drużyny dzielą jednopunktowe różnice: Diablice, Juvenia i Legia.

Premiership
  Druga kolejka spotkań rozpoczęła się od emocjonującego pojedynku między Bath i Exeter Chiefs. W pierwszej połowie dominowali goście, jednak przyłożenie zdobyte w ostatniej minucie tej części spotkania przez gospodarzy spowodowało, że na przerwę drużyny schodziły z remisem 10:10. W drugiej połowie spotkania jego obraz się zmienił: to Bath przeważało. Drużyna gospodarzy co prawda zdobyła w tej części spotkania tylko 3 punkty, ale nie pozwoliła rywalom na jakiekolwiek podwyższenie dorobku punktowego i dzięki temu wygrała 13:10.
  Sporo emocji było w starciu Northampton Saints z Worcester Warriors. W pierwszej połowie punkty padały tylko z kopów karnych i na prowadzeniu byli gracze z Worcester (9:6, a nie wykorzystali wszystkich karnych). W drugiej połowie jednak pięć kolejnych przyłożeń zdobyli faworyzowani gospodarze i ostatecznie wygrali 35:16. Co ciekawe, przez większość meczu przewagę mieli Warriors, jednak Saints w drugiej połowie świetnie przełamywali obronę rywali.
  W innych meczach Gloucester pokonał Wasps 25:9, Harlequins pokonali Bristol Bears 22:17 (choć to goście zdawali się lepiej prezentować), a London Irish przegrali z Sale Sharks aż 7:41 (aż na trzy sposoby zdobywał punkty Robert du Preez: przyłożenie, drop gol i cztery podwyższenia). Obrońcy tytułu mistrzowskiego, Saracens, pojechali do Leicester na mecz przeciwko Tigers. W starciu dwóch utytułowanych drużyn lepiej zaprezentowali się aktualni mistrzowie i wygrali 24:10.
  Po dwóch kolejkach są tylko dwie drużyny mające na koncie po dwa zwycięstwa: Northampton Saints i Gloucester. Z kolei po dwie porażki odnotowały ekipy Wasps i Leicester Tigers. Dla tych ostatnich to może być drugi z rzędy zły sezon. Za wcześnie mówić o zagrożeniu spadkiem, ale taki początek sezonu to zły prognostyk.

Pro14
  Czwartą kolejkę zainaugurowały dwa piątkowe starcia irlandzko-walijskie. W obu górą byli Irlandczycy, którzy odnosili swoje trzecie zwycięstwa w sezonie, podczas gdy walijskie drużyny poniosły trzecie porażki. Munster pokonał Ospreys 28:12 (w połowie meczu był tylko 7:6). Gracze z Zielonej Wyspy zdobyli cztery przyłożenia (dwa po efektownych przełamaniach obrony Walijczyków). Ospreys nie zdołali przebić się na pole punktowe rywali i jedyne punkty zdobyło z rzutów karnych. Z kolei Ulster pokonał w Belfaście Cardiff Blues 23:14. Tu gospodarze już do przerwy prowadzili 17:0. I choć to Walijczycy mieli przewagę w posiadaniu piłki, to w praktyce nie zagrozili swym irlandzkim przeciwnikom.
  Prawdziwy dreszczowiec obejrzeli kibice w irlandzkim Galway. Connacht podejmował południowoafrykańskich Cheetahs, którzy dotąd odnieśli trzy zwycięstwa i mieli średnią zdobytych punktów przekraczającą 50. Mecz lepiej zaczęli gospodarze, którzy na przerwę schodzili 14:5. Po przerwie goście zaczęli odrabiać straty. Gdy wyszli na prowadzenie 15:14, prawie stumetrowym rajdem popisał się irlandzki skrzydłowy John Porch – tylko po to, aby dowiedzieć się, że na starcie był na spalonym. Chwilę później Cheetahs dołożyli kolejne przyłożenie i prowadzili już 22:14. Jednak w 70. minucie czerwoną kartkę dostał za atak głową południowoafrykański środkowy Dries Swanepoel. Irlandczycy grając przeciwko osłabionym rywalom zdołali zdobyć dwa przyłożenia (oba były dziełem rezerwowego Toma Farrella). Drugie z nich padło dobrych sześć minut po upływie regulaminowego czasu, a Irlandczycy odzyskali piłkę dosłownie kilkanaście sekund przed wybiciem na zegarze 80. minuty.
  Jedyną niepokonaną drużyną pozostał irlandzki Leinster, który pokonał włoskie Zebre. Mimo, że we włoskiej drużynie zagrali już zawodniczy uczestniczący w Pucharze Świata, a irlandzcy kadrowicze jeszcze nie zasilili składu Leinster, to zespół z Dublina zwyciężył. Jednak wynik iście piłkarski: 3:0, a o meczu można zapomnieć zaraz po jego zakończeniu. Swoją drogą, w tej kolejce drużyny z Irlandii zanotowały komplet zwycięstw.
  W pozostałych meczach: najsłabsza walijska drużyna, Dragons, niespodziewanie pokonała Glasgow Warriors 18:5. Szkoci honorowe przyłożenie zdobyli dopiero w ostatniej akcji meczu. W drugim pojedynku szkocko-walijskim Edynburg zwyciężył nad niepokonanymi dotąd Scarlets aż 46:7 (trzy przyłożenia zdobył dla gospodarzy Duhan van der Merwe). Włoski Benetton pokonał Southern Kings z Afryki Południowej 36:30. Kwadrans przed meczem Włosi prowadzili aż 36:9, ale rywale zaczęli pogoń – dzięki przyłożeniu w ostatniej minucie zdobyli przynajmniej punkt bonusowy.
  W konferencji A na prowadzenie wyszli obrońcy tytułu mistrzowskiego – Leinster, którzy jako jedyni mają na koncie komplet zwycięstw. Trzy razy pokonywali przeciwników Ulster i Cheetahs. W konferencji B aż cztery ekipy mają po trzy zwycięstwa. Prowadzi w tabeli Connacht, a za nim są Munster, Edynburg i Scarlets. Dwie drużyny w lidze pozostały z kompletem porażek: Zebre i Southern Kings.

Drobne
  Ekstraliga co prawda nie grała w ten weekend, ale długo nie milkły echa znakomitego spotkania Juvenii z Ogniwem. Teksty na jego temat można znaleźć w wielu polskich mediach sportowych, ale chyba najlepszy opublikowano w portalu Interia, autorstwa Artura Gaca.
  W rozgrywkach Rugby Europe International Championships w ten weekend zainaugurowane zostały rozgrywki na poziomie Trophy (a zatem tym, w którym gramy my). Ukraina z Witalijem Kramarenką grającym na co dzień w Rugby Łódź w składzie pokonała Litwę 27:10. W pojedynku naszych wschodnich sąsiadów wyraźnie lepsi byli Ukraińcy, którzy wrócili na ten poziom rozgrywek po dwuletniej przerwie. Co prawda jeszcze tuż przed końcem pierwszej połowy było 10:10, ale tę część spotkania zakończyli Ukraińcy przyłożeniem, a w drugiej połowie punktowali już tylko oni. Na poziomie Conference 1: Łotwa – Szwecja 22:26. W Conference 2: Dania – Finlandia 22:0 oraz Bośnia i Hercegowina – Bułgaria 3:51 (zwycięzcy tych dwóch meczów wydają się obecnie faworytami do awansu Conference 1; szczególnie wyniki Bułgarii robią wrażenie).
  W Nowej Zelandii drużyny regionów Tasman i Wellington zmierzyły się w finale Mitre 10 Cup. Wygrał Tasman 31:14, dokonał przy tej okazji niezwykłego osiągnięcia – nie odniósł ani jednej porażki w całym sezonie. Dla drużyny to pierwszy tytuł Mitre 10 Cup w historii.
  Znamy już finalistów mistrzostw Rosji. Po raz dziewiąty z rzędu w decydującym meczu zmierzą się dwie ekipy z syberyjskiego Krasnojarska: Krasnyj Jar i Jenisej.
  W Rosji podjęto decyzję o przejściu rozgrywek ligowych z systemu wiosna-jesień na jesień-wiosna (począwszy od sezonu 2021/2022). Chodzi m.in. o dopasowanie cyklu rozgrywek do tego, który mają rywale Rosji na kontynencie europejskim. Oznacza to, że część meczy ma być rozgrywana wczesną wiosną i późną jesienią, co jest dość trudne w klimacie panującym w wielu miejscach w Rosji. Dlatego też jednocześnie założono duże nakłady na infrastrukturę – w rosyjskim rugby jest ostatnio sporo pieniędzy, najlepszy gracz ich drużyny w RWC Wasilij Artemiew pojawia się w popularnych programach telewizyjnych, a zapowiadają nawet złożenie oferty organizacji Pucharu Świata w 2027.
  I trzecia wiadomość z Rosji: zapowiedziano rozegranie 21-22 grudnia tego roku w Moskwie pierwszych w historii mistrzostw Europy w rugby 7 na śniegu.

Zapowiedzi
  Główne wydarzenie nadchodzącego weekendu to oczywiście dwa ostatnie, decydujące o medalach mecze Pucharu Świata. W piątek o 10:00 mamy mecz o trzecie miejsce między Nową Zelandią i Walią. (transmisja w kanale Polsat Sport), w sobotę o 10:00 natomiast największe święto rugby, czyli finał. Tu zagrają Anglia i Afryka Południowa (transmisja także w Polsat Sport). Rewanż za finał sprzed dwunastu lat. Wiadomo już, że Nowa Zelandia nie obroni tytułu. Wiemy też, że sięgnie po niego drużyna, której kiedyś ta sztuka już się udała. Ale która? Może po raz drugi w historii to europejski zespół stanie podium z pucharem Webba Ellisa?
  Inny hit weekendu dla polskich kibiców to pierwszy mecz naszej reprezentacji w nowym sezonie rozgrywek Rugby Europe Trophy – naszym przeciwnikiem będzie reprezentacja Niemiec, która po ostatnim sezonie musiała opuścić poziom Championship. Czy mamy szanse? W poprzednim sezonie było nieźle, ale w meczach z Holandią i Portugalią ponieśliśmy dość sromotne porażki. Z kolei Niemcy, choć przecież jeszcze rok temu otarli się o awans do Pucharu Świata, po zakręceniu kurka z pieniędzmi przez Hansa Petera Wilda znajdują się w kryzysie. Kto wie, może postaramy się o niespodziankę? Mecz w Łodzi, na stadionie ŁKS, w sobotę o 15:00, transmisja w kanale Polsat Sport News.
  Po raz trzeci zagrają ekipy rywalizujące w angielskiej Premiership Rugby. Chyba najciekawiej zapowiadają się starcia Northampton Saints z Harlequins oraz obrońców tytułu Saracens z beniaminkiem London Irish. 
  Odbędzie się też piąta kolejka ligi Pro14. W planie spotkania m.in. Scarlets z Cheetahs, Benettona z Edynburgiem i Cardiff Blues z Munsterem.
  Oprócz Polaków i Niemców w ramach Rugby Europe International Championships odbędą się dwa mecze na niższych poziomach rozgrywek. W Conference 1 zmierzą się Szwecja z Luksemburgiem, a w Conference 2 Austria z Norwegią.
  A już we wtorek pierwszy turniej rugbyX – czyli pięcioosobowego, rozgrywanego na mniejszym boisku na hali, z ograniczonym kopaniem piłki (m.in. punkty zdobywa się tylko przez przyłożenia, w ogóle nie ma bramek). Świetnie obsadzone zawody (zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn) odbędą się na londyńskiej O2 Arenie. Zanosi się na to, że widownia będzie wypełniona po brzegi – kilkanaście tysięcy widzów. Bardzo ciekawie mają być rozstrzygane remisy: starciami jeden na jeden. Opis zasad (z filmami) na stronie www imprezy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz