poniedziałek, 4 listopada 2019

Afryka Południowa po raz trzeci mistrzem świata!

Siedmiotygodniową epopeję Pucharu Świata zakończyło zwycięstwo Afryki Południowej. Ósmy w historii triumf południowej półkuli nad północną, trzeci graczy z RPA. Co zapamiętamy oprócz Siyi Kolisiego podnoszącego puchar Webba Ellisa? Chyba przede wszystkim fantastyczne zachowanie japońskich kibiców, którzy dostali ogromny impuls do pokochania rugby, i postawę ich drużyny. Niestety także trzy odwołane mecze. Niewiele natomiast zapamiętamy z meczu Polski z Niemcami: po naszej stronie było zbyt wiele błędów.

Puchar Świata
•  Na początek wrócimy do półfinału między Anglią i Nową Zelandią. Anglicy, podobnie jak Irlandczycy tydzień wcześniej, mieli swoją odpowiedź na hakę. Było nią ustawienie w kształcie litery V, za które  zostali finansowo ukarani – kilku z nich stało na nowozelandzkiej połowie. Kara ponoć wynosi 2000 funtów. Moim zdaniem znacznie bardziej skuteczny był uśmieszek Farrella (na zdjęciu chociażby w tym artykule na BBC).
•  Farrell nie miał jednak powodów do uśmiechu po meczu finałowym. Anglicy świetnie zaprezentowali się w tym turnieju, ale to mecz z Nową Zelandią był ich najlepszym momentem. W finale nie zdołali narzucić przewagi Afryce Południowej i po raz trzeci trofeum trafiło w ręce graczy z tego kraju (a po raz ósmy – na dziewięć imprez – powędrowało na półkulę południową). Anglicy mieli jednak dość młody skład i może za cztery lata to Europa będzie jednak górą? Dziś jednak puchar Williama Webba Ellisa wzniósł w górę pierwszy czarnoskóry kapitan reprezentacji Afryki Południowej w historii, Siya Kolisi. Kolejny tegoroczny sukces jego reprezentacji po zwycięstwie w The Rugby Championship.
•  Finał: Afryka Południowa Anglia 32:12. Rewanż za finał sprzed 12 lat początkowo układał się podobnie jak tamto spotkanie zanosiło się na to, że o wyniku rozstrzygną kopy z rzutów karnych. W pierwszych minutach to drużyna angielska była przytłoczona na swojej połowie, choć przecież spodziewaliśmy się naporu graczy z Albionu. A ponieważ południowoafrykański młyn demolował angielską formację i sędzia regularnie dyktował rzuty karne za błędy Anglików w tym stałym fragmencie gry, gracze z południowej półkuli wyszli na prowadzenie. Do przerwy było 12:6 (a Pollard na dodatek spudłował pierwszą próbę kopu), zaraz po przerwie po kolejnej takiej sytuacji już 15:6 dla Południowej Afryki. Nadzieję Anglikom dała pięćdziesiąta minuta, gdy pozycję młynarza zajął Joe Parler i to Anglicy zdemolowali młyn południowoafrykański. Kop Farrella z rzutu karnego i 15:9. Za moment kolejny karny do Anglików i kolejna szansa Farrella – tym razem jednak zmarnowana. Po kolejnej wymianie karnych w 60. minucie było 18:12, ale Anglicy mogli wciąż mieć nadzieję. Odebrał im ją parę minut później błąd w obronie i rajd skrzydłem zakończony przyłożeniem Makazole Mapimpiego (to było jego szóste przyłożenie w turnieju). Zrobiło się 25:12 i chociaż Anglicy wciąż próbowali, to czasu było niewiele, różnica punktowa duża, a w 74. minucie rezultat meczu przypieczętował drugi skrzydłowy drużyny południowoafrykańskiej, Cheslyn Kolbe, po którego przyłożeniu (i kolejnym podwyższeniu Pollarda, który zdobył łącznie 22 punkty z kopów, a w całym turnieju został najlepiej punktującym zawodnikiem z dorobkiem 69 punktów) ustalony został końcowy wynik. Mecz nie był piękny, ale pełen walki. Niewiele szans na przyłożenia (najdłuższej po polem punktowym rywali zagościli Anglicy około 30. minuty meczu, ale zdobyli wówczas tylko trzy punkty), dużo walki w środku boiska. Zadecydowała przewaga Południowoafrykańczyków w młynie przez pierwsze 50 minut meczu.
•  Mecz o trzecie miejsce: Nowa Zelandia Walia 40:17. Choć Walijczycy długimi okresami zdawali się przeważać, to ich rywale pokazywali szybką grę i świetne przełamania linii obronnej. Zaczęło się od słupka po karnym Mo'ungi, ale po kwadransie Nowa Zelandia prowadziła 14:0. Co prawda Walia odpowiedziała i po trzydziestu minutach było już tylko 14:10, ale jeszcze w pierwszej połowie kończący reprezentacyjną karierę skrzydłowy Ben Smith dorzucił kolejne dwa przyłożenia dla graczy z południowej półkuli i w przerwie było 28:10, a zaraz po niej – 35:10. Co prawda Josh Adams zdobył jeszcze swoje siódme przyłożenie w turnieju (zwyciężył w tej klasyfikacji), to odpowiedział tym samym Richie Mo'unga. Obie drużyny zagrały jak odmienione w porównaniu z półfinałami, ale bez wątpienia lepsi byli Nowozelandczycy. Dla mnie ozdobą meczu było trzecie przyłożenie Nowozelandczyków: przejęcie piłki w przegrupowaniu na polu obronnym Walii, a potem rajd Smitha pokonującego kolejnych obrońców. Graczy, którzy tym meczem kończyli karierę, był zresztą więcej niż Smith. Między nimi legendy nowozelandzkiego rugby, Kieran Reed i Sonny Bill Williams.

Reprezentacja Polski
  Rozgrywki Rugby Europe Trophy w tym roku zainaugurowaliśmy meczem ze spadkowiczami z poziomu Championship, reprezentacją Niemiec, która rok temu otarła się awans na Puchar Świata (w marsylskim turnieju barażowym uległa tylko Kanadzie). 
  W polskich szeregach znalazło się dziewięciu debiutantów. Część to posiłki z zachodniej Europy z polskimi korzeniami (dwaj z tych graczy, Thomas Fidler i Nicolas Pacewicz, są zawodnikami grającymi w klubach trzeciego poziomu odpowiednio w Anglii i Francji), część to młodzi zdolni z kraju (no, z wyjątkiem Jana Cala, którego trudno zaliczyć do tych szczególnie młodych). Jednak jeszcze większe przemeblowanie zobaczyliśmy w kadrze Niemiec. Tam, po wycofaniu się z finansowania rugby przez Hansa Petera Wilda doszło do pokoleniowej przemiany. Do Łodzi przyjechało zaledwie dwóch zawodników, którzy rok temu występowali w turnieju barażowym o awans do Pucharu Świata w Marsylii: Samy Füchsel i Jörn Schröder (ten zaś musiał zejść z boiska po kilku minutach sobotniego meczu). Kilku więcej pojawiło się w wiosennych rozgrywkach w RE Championship. Ale to wciąż znaczna mniejszość drużyny. Kiedy zatem wygrać z Niemcami, jeśli nie teraz? Jeśli nie w chwili takiej rewolucji w składzie rywali?
  Niestety, nie dziś. Popełnialiśmy w grze zbyt dużo indywidualnych błędów, po których przeciwnicy szybkimi akcjami przebijali się na nasze pole punktowe. Owszem, mieliśmy solidny młyn, a ta formacja była przecież naszą bolączką w wiosennych meczach (szczególnie przeciwko Holandii), ale to było za mało. Zdobywaliśmy przyłożenia wyłącznie fizycznością, pierwsze po skutecznym maulu, drugie przypierając Niemców do linii pola punktowego i zdobywając teren centymetr po centymetrze. Brakło natomiast skutecznych akcji w otwartej grze, przełamań obrony rywala. To mieli nasi rywale, którzy wykorzystywali nasze błędy w obronie i przechwytywali piłki w autach.
  Chwilę przed przerwą przegrywaliśmy 3:25. W ostatniej akcji tej części meczu zdobyliśmy przyłożenie, które dawało nadzieję i w połowie meczu było 8:25. Po przerwie zdawało się, że mamy szanse, przyciskaliśmy rywali, zdobyliśmy przyłożenie dające wynik 15:25. Ale na tym się skończyło. Zrywy pojedynczych zawodników (odznaczał się zwłaszcza Craig Bachurzewski, który kilka razy próbował się przedzierać pod linią boczną niczym skrzydłowy) kończyły się bezskutecznie, zwykle z powodu zbyt późnego wsparcia albo złych decyzji taktycznych. Wynik końcowy: 15:35.
  Szkoda tego meczu, bo w reprezentacji Niemiec wystąpiło wielu bardzo młodych zawodników. Szkoda, bo z tak odmłodzoną ekipą mieliśmy szansę wygrać. Pytanie także, czy przebudowując własną reprezentację, nie powinniśmy iść śladem Niemców. Tymczasem my raczej sięgamy po zawodników z korzeniami, a młodych w składzie było niewielu...
  Zanosi się na to, że w tym sezonie znów będziemy walczyć o trzecie miejsce – z Niemcami przegraliśmy, Holandia jest poza naszym zasięgiem (na dodatek będziemy z nią grać w lutym), może natomiast wreszcie uda się wywalczyć zwycięstwo ze Szwajcarami.

Premiership
  Trzecią kolejkę ligi angielskiej zaczęli Northampton Saints i Harlequins. Niepokonani dotąd gospodarze także i tym razem wyszli ze starcia zwycięsko i wygrali 40:22. Pierwszych kilka minut należało do gości, ale efektem ich dominacji były tylko trzy punkty z karnego. Zaraz potem obraz meczu się odwrócił i w pierwszej połowie to Saints zdobyli cztery przyłożenia i tuż przed przerwą prowadzili 27:3. Co prawda w ostatniej akcji pierwszej połowy Harlequins odpowiedzieli przyłożeniem, a w drugiej zagrali lepiej i zdobyli dwa kolejne, długo walcząc o dogonienie rywali, jednak Saints zachowali bezpieczną przewagę do końca.
  Saracens, których spora część składu grała w reprezentacji Anglii w finale Pucharu Świata, podejmowali beniaminków, London Irish. Jeszcze na pięć minut przed końcem nieoczekiwanie goście prowadzili 13:8 (raczej zasłużenie – mieli lekką przewagę, a aż czterokrotnie przechwycili wrzuty z autu Saracenów). Jednak wtedy żółtą kartkę dostał Allan Dell z Irish, a chwilę potem przyłożył dla Saracens Ben Earl. Było 13:13, bo Manu Vunipola nie wykorzystał kopa z podwyższenia. Wydawało się, że skończy się remisem, ale chwilę później Vunipola dostał szansę z karnego i tym razem trafił między słupy dając zwycięstwo Saracenom 16:13.
  Sporo emocji było w meczu Wasps przeciwko Bath. Początkowo drużyny wymieniały się punktami z rzutów karnych, ale dzięki przyłożeniu w ostatniej minucie pierwszej połowy Wasps wyszli w połowie meczu na prowadzenie 13:9. Po przerwie z kolei Bath zdobyło przyłożenie, potem karny i było 13:19. Na kwadrans przed końcem jednak to gospodarze zaczęli punktować i ostatecznie wygrali 30:22.
  W innych meczach: Bristol Bears pokonali Sale Sharks 16:10 (o wyniku meczu zdecydowały rzuty karne, obie drużyny zdobyły po jednym przyłożeniu dopiero w samej końcówce meczu), Leicester Tigers nieoczekiwanie pokonali Gloucester 16:13 (goście kiepsko zaczęli, od żółtej kartki dla kapitana w pierwszej minucie meczu; dla Tigers to pierwsze zwycięstwo w sezonie, a dla Gloucester – pierwsza porażka), wreszcie jedna z najsłabszych drużyn poprzedniego sezonu Worcester Warriors przegrała z jednymi z faworytów do mistrzostwa Exeter Chiefs 20:24, ale napędziła rywalom stracha (Chiefs zdecydowanie przeważali, tymczasem to Warriors prowadzili przez większość meczu; zwycięstwo wymknęło się im z rąk dopiero pięć minut przed końcem).
  Na czele tabeli ligowej jedyna niepokonana drużyna, Northampton Saints. Za nią Bristol Bears i Gloucester. Nie ma natomiast już żadnej ekipy, która miałaby na koncie komplet porażek – w tej kolejce swoje pierwsze zwycięstwa odniosły Wasps i Leicester Tigers.

Pro14
  W trzech piątkowych meczach piątej kolejki Pro14 doszło do starć pomiędzy drużynami z czołówki ligi z jej outsiderami. Faworyci solidarnie wygrywali, a Glasgow Warriors i Leinster, walczący od paru lat o mistrzostwo ligi, zaaplikowali swoim przeciwnikom po 8 przyłożeń i 50 punktów. Glasgow Warriors (w którym zagrali już reprezentanci Szkocji, którzy wrócili po fazie grupowej Pucharu Świata do domu) pokonali 50:0 południowoafrykańskich Southern Kings. Goście nie mieli nic do powiedzenia, nawet okres ich naporu w drugiej połowie pozostał zupełnie bezowocny. Z kolei Leinster (ten jeszcze bez kadrowiczów) pokonał walijskich Dragons 50:15. Goście mogli mieć nadzieję przez pół godziny (było wtedy 12:8), potem nie mieli już nic do powiedzenia; dopiero w ostatniej akcji meczu zdobyli swoje ostatnie 7 punktów. 15 punktów dla irlandzkiej drużyny zdobył Harry Byrne (przyłożenie i pięć podwyższeń). Wreszcie irlandzki Ulster pokonał 22:7 włoską ekipę Zebre. Tutaj goście zaczęli mecz znakomicie – po pierwszej akcji prowadzili 7:0. Potem jednak punktowali wyłącznie gospodarze, którzy jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie, a w drugiej połowie, gdy dwóch graczy włoskiej drużyny kolejno przebywało na ławce kar, przypieczętowali swoje zwycięstwo.
  Cheetahs, którzy tak znakomicie zaczęło sezon (trzy kolejne zwycięstwa na swoim boisku), na wyjeździe nie radzi sobie już tak dobrze. W ten weekend grali drugi mecz na północnej półkuli i znowu przegrali. Występowali w walijskim Llanelli przeciwko Scarlets. Świetnie zaczęli mecz wychodząc na prowadzenie 7:0 po kwadransie gry. Ale gospodarze odpowiedzieli w pierwszej połowie dwoma przyłożeniami i do przerwy prowadzili 14:7. Po przerwie Cheetahs zaatakowali mocno. Już po minucie gry zmniejszyli stratę do czterech punktów. Kwadrans przed końcem mieli już tylko punkt straty, ale Scarlets odpowiedzieli karnym i dowieźli prowadzenie 17:13 do końca meczu. 
  Cardiff Blues podejmowało jednych z faworytów rozgrywek, irlandzką prowincję Munster. Po pół godzinie meczu goście prowadzili 13:6, ale tuż przed przerwą Blues doprowadzili do remisu. Drugą połowę zaczęli od punktów gospodarze, ale potem trzy przyłożenia zdobył Munster (w tym dwa łącznik młyna Alby Mathewson). One zdecydowały o zwycięstwie Irlandczyków i przyłożenie zdobyte przez Cardiff w samej końcówce już nie miało wielkiego znaczenia. Końcowy wynik: 22:33.
  W pozostałych meczach: Świetnie radzi sobie irlandzkie Connacht, które tym razem na wyjeździe pokonało Ospreys 20:10. W ostatniej akcji meczu Walijczycy próbowali zdobyć chociaż defensywny punkt bonusowy, jednak James Hook spudłował rzut karny z niemal połowy boiska. Wrażenie szybkością zrobił skrzydłowy irlandzkiej drużyny Niyi Adeolokun. Z kolei włoski Benetton pokonał u siebie drużynę z Edynburga po zaciętym meczu 18:16.
  Jedyna dotąd niepokonana drużyna, Leinster (przypomnijmy, wciąż grająca bez kilkunastu zawodników z podstawowego składu), podtrzymała zwycięską passę i lideruje w konferencji A. Za jej plecami Ulster z jedną porażka na koncie i Cheetahs, które w tej kolejce poniosło drugą. Z kolei w konferencji B zmiana na prowadzeniu: dzięki punktowi bonusowemu Munster wysunęło się przed Connacht, ale obie drużyny mają po cztery zwycięstwa i jednej porażce. Na trzecim miejscu, z takim samym dorobkiem zwycięstw, walijscy Scarlets. Co ciekawe, w obu konferencjach dwa pierwsze miejsca zajmują drużyny irlandzkie. Czyżby znowu miały zdominować rozgrywki? Nadal z kompletem porażek Zebre i Southern Kings.

Drobne
  Na czele rankingu World Rugby na starcie Pucharu Świata była Irlandia. Po kilku dniach (24 września) na czoło wróciła Nowa Zelandia, która przed przedpucharowymi testmeczami niepodzielnie królowała w tym rankingu przez dobrych parę lat. W ciągu turnieju za jej plecami się kotłowało, a tydzień temu, po porażce w półfinale, All Blacks spadli na trzecie miejsce, a na czoło wysunęła się Anglia przed Afryką Południową. Dziś, po zakończeniu Pucharu Świata Anglia spadła na trzecie miejsce, a na czele rankingu usadowili się mistrzowie świata (po raz pierwszy od 10 lat) przed Nową Zelandią.
  World Rugby wyznaczyło gospodarza kolejnego Pucharu Świata w rugby 7. Poprzedni odbył się rok temu w San Francisco, następny odbędzie się w 2022 w Kapsztadzie. Odrobinę dziwny wybór miasta, które już co roku gości czołówkę najlepszych siódemek świata. Z drugiej strony – na szczęście nie wybrali Kataru, który także aplikował ;)
  World Rugby zaraz po finale Pucharu Świata ogłosiła laureatów nagród za rok 2019. Chyba najważniejsze trzy z nich zebrała Afryka Południowa: dla najlepszej drużyny, trenera (Rassie Erasmus) i zawodnika (Pieter-Steph du Toit). Najlepszą zawodniczką uznano Emily Scarratt z Anglii, objawieniem roku Romaina Ntamacka z Francji (najmłodszego zawodnika tej ekipy na Pucharze Świata), najlepszym sędzią – Wayne'a Barnesa z Anglii. Wśród siódemkowiczów najlepszym zawodnikiem został Jerry Tuwai z Fidżi, a zawodniczką Ruby Tui z Nowej Zelandii.
  Do nagrody za przyłożenie roku nominowano cztery akcje (film z kompletem dostępny jest pod adresem https://youtu.be/2Jv8q72VSw0). Trzy z nich pochodzą z Pucharu Świata, a zwycięzcą zostało przyłożenie nr 3 z tego filmu – czyli akcja Nowozelandczyków z meczu przeciwko Namibii, zakończona przyłożeniem TJ Perenary.
  Oprócz Polaków i Niemców w ramach Rugby Europe International Championships odbyły się dwa inne mecze. Na poziomie Conference 1 Szwecja przegrała z Luksemburgiem 0:13, a w Conference 2 Austria pokonała Norwegię 38:9.
  European Professional Club Rugby opublikowało zasady kwalifikacji do pucharów europejskich z kolejnym sezonie. Po rezygnacji z rozgrywania w tym sezonie Continental Shield (przeznaczonego dla drużyn z Włoch oraz z krajów z drugiego poziomu rugby w Europie) tym razem oczywiście nie awansują do Challenge Cup zwycięzcy tego turnieju, a w to miejsce EPCR zaprosi dwie wybrane przez siebie drużyny.
  We wtorek w londyńskiej arenie O2 odbył się pierwszy turniej pięcioosobowego, halowego rugbyX. Spore zainteresowanie, w Anglii transmisja telewizyjna fazy finałowej w otwartym kanale na żywo. Wśród kobiet zwyciężyły Angielki, wśród mężczyzn Argentyńczycy. Generalnie oglądało się to całkiem nieźle. Bardzo szybka gra (wszak boisko mniejsze), łatwość zdobywania punktów chyba nawet większa niż w siódemkach. Bardzo grę przyspiesza brak podwyższeń i świetnie zorganizowane auty (one naprawdę mi się podobały). Młyny angażujące czterech z pięciu zawodników drużyny są natomiast cieniem samego siebie – nie wiem, jaki jest sens rozgrywania ich w symulowanej formie. Rozczarowaniem była dogrywka w formie starć jeden na jeden (w taki sposób rozstrzygnął się finał zmagań kobiet): szanse na obronę są chyba jeszcze mniejsze niż ma bramkarz w piłce nożnej podczas rzutów karnych, a to powoduje, że robi się to nudne. Nie wiem, być może warto byłoby ustawić przeciwników na starcie bliżej siebie, a nie praktycznie na dwóch końcach boiska? Film z fazy finałowej na stronie www imprezy.
  Po czwarty z rzędu (a siódmy w okresie ostatnich dziewięciu lat) tytuł mistrzów Rosji sięgnął Jenisej-STM Krasnojarsk. W finale pokonał lokalnego rywala, Krasnyj Jar 27:13 (to było dziewiąte z rzędu spotkanie tych dwóch drużyn w meczu decydującym o mistrzostwie).

Zapowiedzi
•  Puchar Świata skończony, wracają natomiast do gry przedstawiciele naszej Ekstraligi. Przed nami przedostania jesienna kolejka. W jej ramach hitem na pewno będzie starcie w Łodzi, gdzie gościć będzie rewelacja sezonu, krakowska Juvenia. Przed sezonem nikt nie postawiłby na krakusów złamanego grosza. Dziś faworytem są kończący tym meczem rundę jesienną łodzianie, ale kto wie? W końcu gospodarze mówią, że czeka ich najtrudniejszy mecz w sezonie. Ciekawie też powinno być w Siedlcach, gdzie Pogoń będzie podejmować Orkan Sochaczew (tu faworytem są gospodarze, ale Orkan tanio skóry nie sprzeda). Ponadto derby Trójmiasta Arka Gdynia – Lechia Gdańsk (zwycięstwo Arki byłoby sensacją, ten mecz zobaczymy w kanale Polsat Sport Fight) i Skra Warszawa – Budowlani Lublin (tu z kolei wygrać powinni gospodarze). Pauzuje obrońca tytułu, Ogniwo Sopot. Rundę rewanżową zaczynają pierwszoligowcy. Liderzy z Białegostoku podejmują AZS AWF Warszawa, z kolei depcząca im po piętach Sparta Jarocin jedzie do Lubina. W drugiej lidze Posnania podejmuje Arkę Rumia, to może być wreszcie jakiś nieco bardziej wyrównany pojedynek z udziałem graczy z Poznania.
  Odbędzie się trzeci mecz w ramach aktualnego sezonu Rugby Europe Trophy – po raz drugi do gry wejdą rugbyści z Ukrainy, którzy na wyjeździe zmierzą się z jednym z faworytów rozgrywek, Holandią. Poza tym w ramach rozgrywek Rugby Europe International Championships dwa mecze na niższych poziomach: w Conference 1 Słowenia podejmie Maltę, a w Conference 2 Andora będzie gościć Bośnię i Hercegowinę.
  Po dwóch weekendach przerwy do gry wracają kluby francuskiej ligi Top 14. W ramach dziewiątej kolejki odbędzie się rewanż za finał z ubiegłego sezonu (Tuluza – Clermont) i derby Paryża (aczkolwiek tym razem będzie to spotkanie dwóch ostatnich drużyn w tabeli). Lider, Lyon, który ostatnio doznał goryczy pierwszej porażki, będzie podejmować La Rochelle.
  Hitem czwartej kolejki Premiership Rugby powinno być starcie nieźle sobie radzącego Gloucester z obrońcami tytułu mistrzowskiego Saracens. 
  W szóstej kolejce ligi Pro14 najciekawiej zapowiadają się dwa pojedynki wewnątrzirlandzkie. W piątek Connacht podejmie Leinster, a w sobotę Munster będzie gościł Ulster
  O mistrzostwo Polski grać będą w piętnastkach juniorzy i kadeci. Obrońcy tytułu na obu tych poziomach, Juvenia Kraków, ma grać w obu tych kategoriach na wyjeździe z Budowlanymi Lublin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz