poniedziałek, 21 października 2019

W Japonii górą faworyci, a w Krakowie niespodzianka

Już wiadomo, kto powalczy o medale Pucharu Świata. Mecze ćwierćfinałowe wygrali faworyci: Anglia, Nowa Zelandia, Walia i Afryka Południowa. Japonia ambitnie walczyła, ale ostatecznie wylądowała za burtą. Za to w Ekstralidze duża niespodzianka: Juvenia Kraków po świetnym meczu i przy pełnym stadionie pokonała u siebie obrońców tytułu mistrzowskiego, Ogniwo Sopot.

Puchar Świata
  W ten weekend już bez atrakcji przyrodniczych i odwoływania spotkań, za to z rugby na najwyższym poziomie. Osiem najlepszych drużyn świata zagrało o awans do półfinałów najważniejszej imprezy rugby. Tylko zwycięstwo dawało awans, każde potknięcie eliminowało z walki o medale. Wygrywali faworyci. W sobotę rozmiary ich zwycięstw przekraczały oczekiwania. W niedzielę emocji mieliśmy znacznie więcej.
  Anglia – Australia 40:16. Cztery lata temu, w swojej świątyni rugby na Twickenham, Anglicy stali pod ścianą – musieli wygrać mecz z Australią aby awansować do ćwierćfinału. Z kretesem wtedy przegrali. Dziś byli ekipą zdecydowanie lepszą i wzięli srogi rewanż. Dwa przyłożenia Johnny'ego May'a na lewym skrzydle dały Anglikom prowadzenie w pierwszej połowie, choć skuteczne karne Christiana Lealiifano spowodowały, że nie było ono nazbyt wysokie i dawało Australijczykom nadzieję na sukces w drugiej połowie (17:9). Tym razem jednak gracze z południowej półkuli w drugiej części spotkania nie odwrócili obrazu meczu, tak jak udało im się w starciu przeciwko Walii. Choć jako pierwsi po przerwie zdobyli przyłożenie i w 44. minucie byli już tylko punkt za Anglikami, to później punktowali już tylko gracze z Albionu. Najpierw błyskawicznie odpowiedzieli przyłożeniem, Farrell (który zdobył w meczu 20 punktów) dołożył trzy karne i właściwie było po meczu. Anglicy w ostatnich minutach dołożyli jeszcze czwarte przyłożenie i pewnie zameldowali się w półfinale. Komentatorzy zwracają uwagę na fatalną taktykę Australijczyków, którzy unikali kopów nawet wtedy, gdy mieli wyjść z własnego pola 22 metrów.
  Nowa Zelandia – Irlandia 46:14. Niespełna rok temu, w Dublinie, Irlandia po znakomitym spotkaniu pokonała Nową Zelandię. Zeszły rok był zresztą świetny dla Irlandczyków, ten natomiast gorszy. I choć stawiano ich w roli jednego z faworytów turnieju, to potknęli się sensacyjnie na Japonii. Na dodatek Nowa Zelandia miała w kościach o jeden mecz mniej. Irlandczycy zaprezentowali się w tym meczu znakomicie właściwie tylko przed pierwszym gwizdkiem, gdy ich kibice fantastycznie śpiewający The Fields of Athenry w praktyce zagłuszyli hakę. Potem dominowała Nowa Zelandia. Znajdywała luki w obronie irlandzkiej i zdobywała punkty, a Irlandczycy nie potrafili w żaden sposób odpowiedzieć. Świetnie zaczął spotkanie nowozelandzki łącznik młyna Aaron Smith, który dwukrotnie oszukał obronę irlandzką wyjmując piłkę z przegrupowania i samemu przebijając się na pole punktowe. Pierwsza połowa skończyła się prowadzeniem All Blacks 22:0, a Irlandczycy w tej części spotkania stworzyli właściwie tylko jedną okazję na przyłożenie (w ostatniej akcji). Druga połowa to kolejne przyłożenia Nowozelandczyków, które odebrały rywalom resztki nadziei. Dopiero na niewiele ponad 10 minut przed końcem meczu, przy stanie 34:0, Irlandczycy zdobyli swoje pierwsze punkty. Ale zarówno pierwsze przyłożenie, jak i kolejne kilka minut później, karne, niczego nie zmieniły, zwłaszcza, że Nowozelandczycy nie przestawali punktować. Irlandia znowu nie awansowała do półfinałów Pucharu Świata (nie udało im się to jeszcze nigdy, już siódmy raz zatrzymali się na ćwierćfinale), z kolei Nowa Zelandia po raz ósmy jest w czołowej czwórce (dotąd tylko raz w historii nie awansowała do półfinału, w 2007). Chyba nie na taki koniec kariery liczył Rory Best... 
  Walia – Francja 20:19. Tu wreszcie były wielkie emocje. Faworytem meczu była Walia, która w tym roku zdobyła wielkiego szlema w Pucharze Sześciu Narodów (w pierwszym meczu pokonała Francję). Ale Francja to drużyna, która potrafi się zebrać na Pucharze Świata, a na dodatek miała dwa tygodnie odpoczynku przed ćwierćfinałem. I to spotkanie lepiej zaczęli Francuzi. Zaatakowali Walijczyków z pasją, której ci nie potrafili się przeciwstawić. Po paru minutach zanosiło się na niespodziankę – Vahaamahina i Ollivon zdobyli przyłożenia i było 12:0 dla Francji. Walijczycy szybko odpowiedzieli przyłożeniem Wainwrighta i karnym Biggara, ale to Francuzi mieli przewagę, którą udokumentowali kolejnym przyłożeniem i na przerwę schodzili z prowadzeniem 19:10. A mogli mieć pięć punktów więcej dwukrotnie Romain Ntamack kopnął w słupek; później tych punktów będzie bardzo brakować Francuzom. Po przerwie nadal to gracze z kontynentu prezentowali się lepiej, ale już po paru minutach nastąpił zwrotny moment w meczu. Zdobywca pierwszego przyłożenia w spotkaniu, Vahaamahina, podczas walki w maulu uderzył łokciem w twarz rywala i dostał czerwoną kartkę. Co prawda Francuzi początkowo mimo osłabienia byli równorzędnym rywalem i jedynym zyskiem punktowym Walijczyków były trzy punkty Biggara z karnego. Ale z czasem napór Francji słabł, a Walijczycy coraz mocniej dociskali rywali. I wreszcie osiągnęli cel – kilka minut przed końcem Ross Moriarty zdobył przyłożenie, Biggar podwyższył i wyszli na jednopunktowe prowadzenie. Francuzi nie potrafili już odpowiedzieć i odpadli z Pucharu Świata – ale odpadli z honorem.
  Japonia – Afryka Południowa 3:26. Cztery lata temu Japończycy sensacyjnie pokonali Afrykę Południową w fazie grupowej Pucharu Świata. Mecz w Brighton stał się legendą nie tylko z powodu wyniku, ale i okoliczności odniesienia zwycięstwa przez niżej notowanych Azjatów. Zwycięstwo Japonii poszło jednak na marne, bo to Afryka Południowa awansowała do dalszej fazy Pucharu i ostatecznie zajęła trzecie miejsce. Dziś także goście byli faworytami. Przed turniejem gładko pokonali gospodarzy w meczu testowym. Ale po tym, co Japonia pokazała w fazie grupowej, nikt nie miał prawa odbierać jej szans. Komplet zwycięstw i niesamowite zaangażowanie, szybkość gry w ataku, dokładność... Japonia przestała być kopciuszkiem, przynajmniej na swoim boisku. I pierwsza połowa to potwierdzała. Co prawda to gracze z Afryki zdobyli przyłożenie, ale na boisku dominowali gracze z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wywierali ogromną presję na gościach, choć nie mogli przedrzeć się przez ich obronę. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem zaledwie 5:3 dla gości i można było się zastanawiać, co będzie w drugiej części spotkania – kto lepiej wytrzyma trudy spotkania. Jednak po przerwie oglądaliśmy zupełnie inne spotkanie, w którym gracze z Afryki Południowej zdominowali swoich rywali. Presja fizyczna, posiadanie piłki – to wszytko nie pozwoliło Japończykom rozwinąć skrzydeł i wykorzystać atutów. Statystyki posiadania piłki i terytorium w tej części spotkania całkowicie się odwróciły. Co prawda nie było łatwo Afrykańczykom zdobywać punktów, początkowo tylko trzykrotnie wykorzystali rzuty karne, ale w ostatnim kwadransie meczu zaliczyli dwa przyłożenia i rozstrzygnęli mecz zdecydowanie na swoją korzyść. 
  Japonia odpadła, ale i tak należą się jej wielkie brawa, bo napsuła krwi rywalom z teoretycznie wyższej półki. Zwycięstwa nad Irlandią i Szkocją, świetna pierwsza połowa meczu z Afryką Południową – to były chyba najlepsze mistrzostwa dla jakiejkolwiek drużyny z drugiej półki w historii. Teraz czekają na nas dwa szlagierowe półfinałowe starcia północnej półkuli z południową: Anglii z Nową Zelandią i Walii z Afryką Południową. Faworytami są chyba gracze z południa, ale może Europejczycy jednak przebiją się do finału.
  W ciągu tygodnia poprzedzającego ćwierćfinały wiele mówiło się nie tylko o nich, ale i o zakończonej fazie grupowej. Wybierano najlepszych zawodnikach spośród tych, którzy Japonię już opuścili (chyba bezkonkurencyjny był wśród nich skrzydłowy z Fidżi Semi Radradra). Dotychczasowe mecze były też pożywką dla komisji dyscyplinarnej (nowa polityka WR spowodowała wysyp czerwonych kartek większy niż kiedykolwiek) wszystkich dotychczas ukaranych przebił tongijski młynarz Paula Ngauamo, który doczekał się siedmiotygodniowego zawieszenia za kopnięcie rywala w twarz podczas meczu ze Stanami Zjednoczonymi (niezauważone przez Nigela Owensa). Sporo pozytywnych komentarzy pojawiło się w mediach na temat występów drużyn z drugiego poziomu (m.in. w BBC czy RugbyPass); podkreślano w nich, że nawet wysokie wyniki często ukrywały wyrównany poziom meczu. Ale najtrafniej z cytowanych wypowiedział się chyba namibijski rugbysta Janco Verter: Japonia dostała szansę walki z najlepszymi drużynami na świecie (nawet jeśli nie jako reprezentacja, to jej spora część jako Sunwolves grała w Super Rugby) i to podniosło ich poziom. Inne reprezentacje z drugiego poziomu takich szans nie dostają... Kibice zwrócili też uwagę na fakt, że w meczu Szkocji z Rosją Wayne Barnes posługiwał się w komunikacji z graczami rosyjskimi kilkoma podstawowymi pojęciami po rosyjsku. 
  Mały niesmak po półfinałach pozostawił po sobie południowoafrykański sędzia meczu Francji z Walią, Jaco Peyper, który po spotkaniu zrobił sobie zdjęcie z walijskimi kibicami imitując uderzenie łokciem w twarz jednego z nich – ewidentnie nawiązując tu do uderzenia Vaahamahiny (można je obejrzeć np. tutaj). Czerwona kartka podczas meczu na pewno była słuszna, ale to zachowanie wzburzyło francuskich kibiców.

Ekstraliga
  Rozgrywki Ekstraligi powoli zmierzają do półmetka. Oprócz spotkań z tego weekendu, pozostały do rozegrania jesienią tylko dwie kolejki w listopadzie.
  Skra Warszawa Arka Gdynia 71:14. Na przeciwko siebie stanęły dwie drużyny głodne sukcesu. Skra tylko raz wygrała na starcie sezonu, Arka z kompletem porażek. Faworytem byli warszawiacy, ale spotkanie zaczęło się nieoczekiwanie od prowadzenia Arki najpierw 6:0, a potem 9:7. Jednak potem obrona Arki się posypała, a gospodarze zdobyli w sumie aż 11 przyłożeń. W drugiej połowie gdynianie nie zdobyli już ani jednego punktu. Dla warszawian 21 punktów zdobył Thaniel Halafihi (w tym jedno przyłożenie), a hat-trick przyłożeń inny straniero – Martin Mangongo.
  Budowlani Lublin Pogoń Siedlce 8:30. Lublinianie są czerwoną latarnią ligowej tabeli z zerowym dorobkiem punktowym, a ich rywalem była jedna z ligowych potęg. Wynik odpowiada oczekiwaniom. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w meczu obie drużyny oddały tylko jeden celny kop na bramkę (z karnego dla lublinian), a wszystkie pozostałe punkty padły z przyłożeń. Siedlczanie zdobyli ich aż sześć, ale nie wykorzystali ani jednego podwyższenia.
  Orkan Sochaczew Rugby Łódź 14:35. Najciekawiej z sobotnich spotkań zapowiadał się mecz w Sochaczewie. Orkan jak zwykle pełen ambicji, na dodatek wzmocniony ponownie Kenijczykiem Joshuą Chisangą (swoją drogą, zdobył w tym meczu jedno z przyłożeń); z kolei Rugby Łódź to drużyna niepokonana i wyraźnie dominująca w tym sezonie. Łodzianie pierwsze przyłożenie zdobyli już w pierwszej minucie i odtąd kontrolowali wynik. Po dwudziestu minutach było już 19:0 i choć sochaczewianie przed przerwą zdobyli przyłożenie, to nie zdołali odwrócić losów meczu – w drugiej połowie ponownie to łodzianie byli skuteczniejsi. Orkan miał w tym meczu optyczną przewagę, ale łodzianie twardo bronili, a gracze z Sochaczewa nie znaleźli lekarstwa na szybkie kontrataki rywali.
  Juvenia Kraków Ogniwo Sopot 36:22. W niedzielę rewelacja sezonu podejmowała obrońców tytułu. Mecz zaczęli lepiej gospodarze, ale dwukrotnie dokonali złych wyborów przy rzutach karnych w sytuacjach dogodnych do kopów. Byli bez punktów, a wtedy jeden z graczy młyna dostał żółtą kartkę, zaatakowali sopocianie i po kilkunastu minutach prowadzili 15:0. Zanosiło się na powtórkę z wiosny, gdy Ogniwo wysoko w Krakowie wygrało, ale tymczasem obraz meczu się zmienił. To krakowianie zaczęli odrabiać straty i na koniec pierwszej połowy przegrywali już tylko 13:15. W drugiej połowie napór gospodarzy trwał – zdobyli dwa kolejne przyłożenia, na które sopocianie odpowiedzieli tylko jednym. Ogniwo nie radziło sobie z szybkimi akcjami krakowian i często prokurowało rzuty karne, które znakomicie wykorzystywał Artur Bryl (skuteczność z kopów na bramkę: 8 na 9, łącznie 21 punktów). Szkoda tylko ostatniej akcji, w której krakowianie wybrali kop z karnego, podczas gdy mogli grać o czwarte przyłożenie i punkt bonusowy. Niemniej piękny sukces krakowskiej drużyny, która zaprezentowała bardzo szybkie i widowiskowe rugby, i druga porażka sopocian w tym sezonie. W krakowskiej drużynie wyróżnili się zawodnicy z Afryki Południowej – dwa z przyłożeń krakowian zdobyli wiązacz Jonathan O’Neill i obrońca Frans Botha po pięknych, kilkudziesięciometrowych rajdach.
  Telewizyjny mecz Juvenii z Ogniwem odbył się na malutkim stadionie położonym pośrodku krakowskich Błoń. Trybuny były wypełnione po brzegi kibicami. O ileż przyjemniej oglądało się małe, ale pełne trybuny (na dodatek kamery ustawiono naprzeciw jedynej trybuny, a nie nad nią), od wielkich, ale pustych – a atmosfera na tych trybunach była znakomita. Swoją drogą, Juvenia zrobiła świetną robotę marketingową przed meczem ściągając tłumy aktywnie promowała mecz nie tylko w Internecie (tu w oko mi wpadły chyba najpiękniejsze rugbowe słupy w Polsce), ale także w prasie i wychodząc na ulicę. Jasne, pomogła też fantastyczna pogoda, ale jeśli chcemy sukcesu rugby w Polsce, tak powinni działać wszyscy. A w nagrodę kibice dostali naprawdę świetne widowisko.
  Pauzowała Lechia Gdańsk. 
  W tabeli Ekstraligi bez zmian. Juvenia pozostała na trzecim miejscu, ale traci już tylko punkt do Ogniwa, które ma rozegrany jeden mecz więcej. Z drugiej strony jednak Juvenię czekają jeszcze jesienią mecze z oboma pozostałymi medalistami z poprzedniego sezonu, w tym w kolejnej kolejce z niepokonaną ekipą Rugby Łódź. Nad strefę spadkową odbiła się też Skra (powiększyła przewagę nad ósmą Arką do 10 punktów).
  W II lidze ponowny pogrom w wykonaniu Posnanii. Tym razem wygrała na wyjeździe aplikując Alfie Bydgoszcz aż 19 przyłożeń. Aż trzech zawodników z Poznania zakończyło ten mecz z dorobkiem przekraczającym 20 punktów.

Premiership
  Pierwszy gwizdek nowego sezonu w angielskiej lidze rugby zabrzmiał w piątek, w meczu pomiędzy Bristol Bears i Bath. Gospodarze już w pierwszej minucie zanotowali pierwsze przyłożenie, a potem dołożyli ich aż 6. Co prawda po 30 minutach to Bath prowadziło 13:12, jednak gospodarze wygrali wysoko 43:16.
  Obrońcy tytułu Saracens podejmowali świetnie spisujących się w poprzednim sezonie Northampton Saints. I mieliśmy świetne, emocjonujące widowisko. Po pół godzinie gospodarze prowadzili 16:7, ale jeszcze przed przerwą to Święci zdobyli przewagę i wygrywali 21:16. Po przerwie obie drużyny punktowały tylko z kopów z rzutów karnych i choć Saraceni wykonali skutecznie o jeden więcej, to do remisu zabrakło im dwóch punktów. Nieoczekiwanie przegrali 25:27. Wytłumaczeniem może być udział kilkunastu spośród Saracenów w Pucharze Świata.
  W drugim hicie kolejki wicemistrzowie z poprzedniego sezonu Exeter Chiefs spotkali się z Harlequins. To także było bardzo wyrównane spotkanie. Wygrali faworyzowani gospodarze, ale zaledwie trzema punktami – 22:19. Dla Harlequins dwa przyłożenia zdobył Gabriel Ibitoye, a wynik pewnie byłby inny, gdyby nie fakt, że goście nie wykorzystali obu prób kopów z podwyższeń.
  W innych meczach: Sale Sharks przegrali z Gloucester 16:18 (choć do przerwy tylko gospodarze punktowali i prowadzili 10:0), w starciu dwóch drużyn z dołu tabeli ubiegłego sezonu Worcester Warriors wygrali z Leicester Tigers 24:16, i wreszcie w niedzielę Wasps po kolejnym wyrównanym meczu ulegli beniaminkowi – London Irish 26:29.
  Tylko w dwóch meczach przegrani nie zdobyli punktów bonusowych za porażkę mniej niż ośmioma punktami. Zanosi się na ciekawy sezon. 
  Na drugim poziomie rozgrywek świetnie zaczął sezon spadkowicz z Premiership, Newcastle Falcons – odniosła dwa zwycięstwa w dwóch pierwszych meczach (tydzień temu z London Scottish, w ten weekend z Hartpury College).

Top 14
  Na początek ósmej kolejki Montpellier zagrał przeciwko obrońcom tytułu z Tuluzy. Gospodarze zagrali świetną pierwszą połowę, po której prowadzili 20:3. W drugiej połowie utrzymali prowadzenie, choć gracze z Tuluzy przez pewien czas mieli tylko siedmiopunktową stratę. Sprawę rozstrzygnęło ostatnie przyłożenie graczy z Montpellier kilka minut przed końcem meczu. Wynik: 33:22.
  Świetnie radzące sobie w spotkaniach u siebie Brive, które w domu pokonało już kilka znakomitych drużyn, podejmowało wiceliderów z Bordeaux, którzy dotąd tylko raz poznali gorycz porażki. I to Brive było górą, wygrywając aż 30:9. O wyniku meczu zadecydowała zapewne czerwona kartka dla zawodnika z Bordeaux pokazana już w 9. minucie. Co prawda goście długo nie pozwalali ekipie z Brive zdobyć zbyt dużej przewagi, jednak w końcówce meczu nie zdołali zapobiec zdobyciu przez gospodarzy dwóch decydujących przyłożeń.
  Na koniec kolejki niepokonany dotąd Lyon zagrał z wicemistrzami z Clermont. Gracze z Lyonu ponieśli pierwszą porażkę w sezonie i przegrali na wyjeździe 15:24. Wszystkie punkty w meczu padły z kopów, twarda obrona obu drużyn nie pozwoliła zdobyć ani jednego przyłożenia. Początkowo minimalnie lepsi byli liderzy tabeli, ale trzy kolejne żółte karki dały Clermont szansę, którą znakomita drużyna z Owernii wykorzystała.
  W pozostałych spotkaniach: Pau pokonało Castres 37:24, Agen wygrało ze Stade Français 27:14 (to już szósta porażka graczy z Paryża w ośmiu meczach), La Rochelle pokonało Racing 92 12:6 (tu także nie padło ani jedno przyłożenie) i wreszczie Tulon pokonał świetnie spisującą się dotąd Bajonnę 20:9. Warto zwrócić uwagę, że na boiska zaczynają wracać gracze z ekip wyeliminowanych z pucharu świata w ekipie z Toulonu zagrał Gruzin Mamuka Gorgodze.
  Po porażce wszystkich drużyn z pierwszych trzech miejsc na czele tabeli bez zmian: Lyon przed Bordeaux i Bajonną. Zbliżył się do nich Clermont. Na dnie tabeli nadal Stade Français, a przedostatnia druga paryska drużyna, Racing 92. Tuż nad strefą spadkową mistrzowie z dwóch poprzednich sezonów: Tuluza i Castres.

Drobne 
  Duaine Lindsay powołał kadrę na zaplanowany na 2 listopada mecz RET pomiędzy Polską i Niemcami. 32 zawodników, w tym dziesięciu z klubów zachodnioeuropejskich, pięciu z Ogniwa, po czterech z Lechii i Pogoni, po trzech z Łodzi i Lublina, dwójka z Juvenii i jeden ze Skry.
  Rozegrano cztery kolejne mecze w ramach Rugby Europe International Championships. Na poziomie Conference 1: Luksemburg – Czechy 7:36, Cypr – Chorwacja 20:25, Słowenia Izrael 28:28 (goście długo prowadzili w tym spotkaniu, ale remis uratowali w ostatniej akcji). Na poziomie Conference 2: Serbia – Turcja 30:15.
  W turnieju Pucharu Polski siódemek, zorganizowanym we Wrocławiu w 15-lecie tamtejszego klubu rugby, wygrała Kaskada Szczecin. W klasyfikacji ogólnej prowadzi Tytan Gniezno, który tym razem był drugi.
  W Sopocie spotkały się na drugim turnieju dziewczęce (U16) siódemki. Wygrały obrończynie tytułu mistrzowskiego – Juvenia Kraków. Przy okazji zorganizowano towarzyski turniej także w kategorii U19. To cenna inicjatywa, bo przeskok z U16 do seniorek powoduje dużą lukę, przez którą można stracić utalentowane dziewczyny.
  Trzecie kolejne spotkanie w Łodzi rozegrała polska reprezentacja w rugby league – jej przeciwnikiem była Norwegia. Przegraliśmy 0:68, ale żeby poznać wynik, musiałem go szukać aż na facebookowym profilu norwerskich trzynastek.
  W Nowej Zelandii odbyły się półfinały Mitre 10 Cup. Zwyciężały w nich najlepsze po sezonie zasadniczym drużyny Tasman i Wellington. Wellington pokonało drużynę Canterbury, która wygrała dziewięć z trzynastu edycji tej imprezy, a ostatni raz nie awansowała do jej finału w 2014.

Zapowiedzi
  Jeszcze dwa tygodnie Pucharu Świata, ale to tylko cztery mecze. Na szczęście – te z definicji najlepsze i najciekawsze. W najbliższy weekend dwa szlagierowe półfinały, z których chyba ten pierwszy przyciąga więcej uwagi (godziny czasu polskiego, polski kanał telewizyjny z transmisją na żywo):
– sobota, 10:00, Anglia – Nowa Zelandia (Polsat Sport), 
– niedziela, 10:00, Walia – Afryka Południowa (Polsat Sport Extra).
  Pauzować będzie Ekstraliga (w sumie przez dwa weekendy). W najbliższy weekend z powodu drugiego turnieju mistrzostw Polski w siódemkach. Tym razem walczący o tytuł mistrzowski będą gościć w Warszawie. Miejmy nadzieję, że zobaczymy tam więcej drużyn niż na pierwszym turnieju przed paroma tygodniami w Poznaniu.
  Oprócz panów, swój turniej rozegrają także panie. Czwarty w tym sezonie, ostatni przed zimową przerwą. Damskie siódemki spotkają się w Rudzie Śląskiej. Może miejscowe Diablice pokuszą się o nawiązanie wyrównanej walki z dwoma dominującymi drużynami?
  Odbędzie się druga kolejka Premiership Rugby (a wśród sześciu spotkań m.in. starcie dwóćh bardzo utytułowanych drużyn: Leicester Tigers z Saracens).
  W czwartej kolejce ligi Pro14 wszystkie trzy dotąd niepokonane drużyny będą musiały sprawdzić się na wyjeździe. Po raz pierwszy na północnej półkuli zagrają w tym sezonie rewelacyjni Cheetahs, których gościć będzie Connacht. Z kolei Leinster będzie grał we Włoszech przeciwko Zebre – obie drużyny były mocno osłabione podczas Pucharu Świata, ale to Włosi już wrócili do domu i gospodarze może mają szansę pokusić się o sensację przeciwko osłabionemu obrońcy tytułu?
  Kolejne spotkania odbędą się w ramach Rugby Europe International Championships. Do gry wkroczą pierwsze drużyny na drugim poziomie rozgrywek, czyli Trophy (rywale naszej reprezentacji): Ukraina będzie podejmować Litwę. Na trzecim poziomie (Conference 1) mecz Łotwy ze Szwecją, a na czwartym (Conference 2) dwa spotkania: Dania – Finlandia oraz Bośnia i Hercegowina – Bułgaria. Transmisje jak zwykle na Rugby Europe TV.
  W Nowej Zelandii odbędzie się finał Mitre 10 Cup.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz