poniedziałek, 30 września 2019

Historia się powtarza: Japonia znowu sprawia sensację

Gospodarze Pucharu Świata przeciwko aspirującym do medali Irlandczykom – miało być ciekawie. Było bardzo ciekawie, a skończyło się sensacyjnie. Japończycy zdominowali Irlandczyków i nie tylko wygrali z nimi, ale byli drużyną wyraźnie lepszą, szczególnie w drugiej połowie. Kto wie, może mecz Irlandii ze Szkocją był meczem tylko o drugie miejsce w grupie, a nie o pierwsze? Emocji nie brakło też w starciu dwóch wielkich ekip – Walia ograła Australię, a mecz naprawdę warto było obejrzeć. W kraju bez niespodzianek.

Puchar Świata
Wiele zespołów jest już na półmetku fazy grupowej. Jednak poza grupą B (gdzie nie zanosi się na niespodzianki) we wszystkich sprawa awansu do ćwierćfinałów jest jeszcze otwarta. Ostatni weekend dodał smaczku rozgrywkom.
  Argentyna – Tonga 28:12. To w zasadzie było tylko pół godziny meczu. Argentyńczycy przez pół godziny zdecydowanie dominowali, zdobyli cztery przyłożenia i wyglądało, jakby odpuścili. Tongijczycy zaraz odpowiedzieli jednym przyłożeniem, ale wynik wówczas ustalony (28:7) tylko jeszcze raz w tym meczu został zmieniony – Tonga zdobyło jeszcze jedno przyłożenie na 25 minut przed końcem meczu. Argentyńczykom już nie zależało, a Tonga nie była w stanie nic zmienić. Faworyt zdecydowanie wygrał i to chyba najmniejszym potrzebnym nakładem sił.
  Japonia – Irlandia 19:12. Wynik tego meczu to największa sensacja nie tylko tego weekendu, ale być może nawet całych mistrzostw. Zapowiadało się ciekawie – z jednej strony gospodarze imprezy, z drugiej aspirujący nawet i do mistrzostwa Irlandczycy, którzy przecież rok temu wydawali się dominować na świecie. Wielu spodziewało się, że Japończycy ze Szkocją powalczą o ćwierćfinał, ale w starciu Irlandią nie wróżono im sukcesu. Trener Irlandii postanowił oszczędzić Sextona, którego zastąpił Carthy. Zaczęło się zgodnie z przewidywaniami – po dwudziestu minutach meczu Irlandia prowadziła 12:3 dzięki dwóm przyłożeniom zdobytym po znakomitych przeniesieniach gry nogą przez Carthy'ego. Jednak w dalszej części pierwszej połowy Irlandczykom nie udało się już zdobyć punktów, natomiast Tamura dwukrotnie skutecznie kopnął z rzutu karnego i w połowie meczu było już tylko 12:9. Druga połowa to był popis Japonii: po dwudziestu minutach gry zdobyli przyłożenie z podwyższeniem, na dziesięć minut przed końcem mecz dołożyli kolejne trzy punkty z karnego. Grali bardzo szybko w ataku i twardo w obronie. W ich grze była ambicja i zaangażowanie, których brakło rywalom. Irlandczycy nie byli w stanie poważniej im zagrozić chyba ani razu w tej części meczu. Gdy mieli piłkę, niemal każde przegrupowanie cofało ich, nie mieli pomysłu na przełamanie obrony gospodarzy. W pierwszej połowie świetny skutek miały kopnięcia do skrzydeł Carthy'ego, w drugiej nic nie byli w stanie zrobić. Mało brakło, a ich porażka byłaby wyższa; w ostatniej akcji meczu rozpaczliwie bronili punktu bonusowego za porażkę 7 punktami. O tym, aby po odzyskaniu w tej sytuacji piłki przejść z nią spod własnego pola punktowego na drugi koniec boiska nawet nie marzyli. Co teraz? Cóż, w dramatycznej sytuacji są Szkoci, którzy przegrali wysoko z Irlandią i czeka ich mecz z Japonią. Cztery lata temu, gdy Japonia sensacyjnie pokonała Afrykę Południową, cztery dni później przegrała ze Szkocją i ostatecznie nie wyszła z grupy. Dziś gospodarze na pewno przed meczem ze Szkotami znacznie lepiej odpoczną (grają go dopiero za dwa tygodnie, po drodze Samoa). Kto będzie faworytem w tym meczu? Na dziś jest nim chyba Japonia... Irlandczycy zapewne wyjdą z grupy, ale czy na pierwszym, czy na drugim miejscu? Wszystko w rękach Japonii i Szkocji. Jedno jednak nie ulega wątpliwości: Japończycy znowu napisali historię w Pucharze Świata, może ciut mniej sensacyjną niż przed czterema laty (bo brakło dramatu na koniec, a ponadto są gospodarzami), ale i tak piękną.
  Afryka Południowa – Namibia 57:3. Mecz bez historii. Springboks stłamsili graczy z sąsiedniego kraju. Już do przerwy prowadzili 31:3 mając na koncie pięć przyłożeń, po przerwie dołożyli kolejnych 26 punktów nie tracąc ani jednego. Posiadanie terytorium na korzyść Afryki Południowej 71:29, a na początku meczu Namibijczycy w ogóle nie byli w stanie wyjść ze swej połowy.
  Gruzja – Urugwaj 33:7. Gruzini, którzy co prawda przegrali wysoko z Walią, ale nie pozostawili złego wrażenia, tym razem zmierzyli się z Urugwajem, który kilka dni temu zaskoczył cały świat rugby pokonując Fidżi. Jednak w tym meczu gracze z Ameryki Południowej nie mieli wiele do powiedzenia. Ilekroć w pobliżu urugwajskiego pola punktowego dyktowany był młyn dla Gruzji, tylekroć padały punkty Urugwajczycy nie byli w stanie utrzymać pola gruzińskiej ósemce. Udało im się tylko raz przerwać linie obronne rywali i zdobyć punkty, ale to było zdecydowanie za mało.
  Australia – Walia 25:29. Cóż, teoretycznie obie drużyny są zdecydowanymi faworytami do awansu do ćwierćfinału, ale każda z pozostałych drużyn jest w stanie zaskoczyć i sprawić jakąś sensację, liczy się też rywal w ćwierćfinale (można spekulować, że zwycięstwo pozwoli ominąć Anglię), więc nie był to mecz o pietruszkę. I faktycznie, obie drużyny dostarczyły nam wspaniałe widowisko. Zaczęło się jak u Hitchcocka już w pierwszej minucie pierwsze punkty z drop goala zdobył Dan Biggar. Grał świetnie (także w obronie), ale niedługo – po niespełna trzydziestu minutach musiał zejść z boiska ostro potraktowany przez Australijczyków, którzy kilka razy w tym meczu grali na pograniczu faulu. Zmienił go Rhys Patchell i godnie zastąpił (zdobył w meczu 14 punktów, w tym kolejne 3 z drop goal pod na początku drugiej połowy). Walijczycy wygrali pierwszą połowę 23:8 i byli wówczas drużyną wyraźnie lepszą. W drugiej połowie obraz gry się zmienił i to Australijczycy zdominowali drużynę europejską i zaczęli gonić wynik. Poprawę gry Australijczycy zawdzięczają w dużej mierze pewnie zmianom, m.in. wejściu na boisko Matta Toomuy. Walijczykom, oprócz wspomnianego drop goala Patchella trudno było w tej części spotkania w ogóle zyskać szanse na zdobycie punktów. Dopiero na dziesięć minut przed końcem meczu, przy zaledwie jednopunktowym prowadzeniu, nieco się ocknęli. Patchell wykorzystał karnego, który dał im 4 punkty przewagi. Walka trwała do końca, jednak wynik nie uległ już zmianie. Piękny mecz i wspaniałe emocje.

Ekstraliga
  Lechia Gdańsk – Budowlani Lublin 33:7. Faworytem tego meczu byli gospodarze, którzy w tym sezonie pokazali już kilka raz pazur; z kolei goście ponieśli wcześniej dwie wysokie porażki. I faktycznie, Lechia bardzo wysoko wygrała, choć na początku meczu lublinianie potrafili odpowiedzieć na pierwsze przyłożenie swoim doprowadzić do remisu 7:7. Dopiero druga połowa pokazała tak naprawdę dominację gospodarzy.
  Arka Gdynia – Juvenia Kraków 12:28. Tu faworytem byli goście, którzy bardzo dobrze radzili sobie w tym sezonie. I faktycznie, od początku meczu Juvenia przeważała, choć w pierwszej połowie tylko raz ta przewaga zaowocowała przyłożeniem. Arka punktowała natomiast z rzutów karnych i na początku drugiej połowy nawet wyszła na prowadzenie 9:7. Potem jednak Juvenia zaczęła przekładać swoje atuty na punkty i zdobyła cztery kolejne przyłożenia z podwyższeniami, które dały jej punkt bonusowy. Dwa spośród pięciu jej przyłożeń zdobyli goszczący w Krakowie Południowoafrykańczycy, dwa kolejne zdobył Wenezuelczyk Nestor Aguirre.
  Ogniwo Sopot – Skra Warszawa 36:17. Trzeci sobotni mecz i trzeci w Trójmieście. Gospodarze byli faworytem, ale Skra pokazała, że lekceważyć jej nie można. Do przerwy sopocianie prowadzili tylko 14:12, dopiero po przerwie zdołali zwiększyć przewagę. W Skrze zaprezentowali się świetnie zawodnicy z Tonga, którzy zdobyli wszystkie punkty tego zespołu.
  Rugby Łódź – Pogoń Siedlce 27:13. Jedyny mecz w niedzielę i jedyny poza Trójmiastem. Jednocześnie największy hit kolejki, transmitowany na antenie Polsat Sport Fight. Trochę smutno się to oglądało parę godzin po meczu Australii z Walią – i chodzi mi tu przede wszystkim o wielki, pusty stadion, tak kontrastujący z wypełnioną po brzegi areną w Fukuoce. Mimo wszystko, takie mecze miałyby znacznie lepszą atmosferę, gdyby rozgrywać je na obiektach bardziej dostosowanych do ilości widzów, jaką można się spodziewać. A co do samego meczu: jako faworyci przystępowali do niego łodzianie, mający atut własnego boiska i komplet zwycięstw na koncie, ale mecz świetnie zaczęli goście: Tongijczyk Patelesio Sili przedarł się lewym skrzydłem i zdobył przyłożenie. Później jednak przeważali gospodarze (ich młyn znacznie przeważał nad siedleckim) i na przerwę schodzili z prowadzeniem 17:8. Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza. Goście zdobyli przyłożenie i zmniejszyli stratę do czterech punktów. Potem łodzianie zwiększyli przewagę do siedmiu i siedlczanie długo mogli mieć nadzieję i walczyć o korzystny wynik. Dopiero pod koniec meczu gospodarze zdobyli kolejne siedem punktów, które ostatecznie rozstrzygnęły o ich zwycięstwie.
  Pauzował Orkan Sochaczew.
  W tabeli Ekstraligi na prowadzeniu umocniło się Rugby Łódź. Za plecami bez zmian – trzy punkty mniej od lidera mają Ogniwo Sopot i Juvenia Kraków. Pogoń jest dopiero na siódmym miejscu (ale przed nią mecze ze słabszymi rywalami), za nią – z kompletami porażek – Arka Gdynia i Budowlani Lublin.
  W I lidze trzecią kolejną porażkę poniosła Legia Warszawa – przegrała ze Spartą Jarocin, która lideruje z kompletem zwycięstw. Druga warszawska drużyna, AZS AWF, odniosła z kolei zwycięstwo. Ciekawie było w Zielonej Górze, gdzie miejscowa Wataha do przerwy prowadziła z beniaminkiem z Białegostoku, jednak ostatecznie przegrała 12:26.
  W II lidze dwa mecze, w tym starcie dwóch drużyn w ubiegłym sezonie występujących w I lidze. Górą była Arka Rumia, która w Bydgoszczy pokonała tamtejszą Alfę.

Pro14
  Pierwszy kop tego sezonu miał miejsce w południowoafrykańskim Bloemfontein, gdzie miejscowi Cheetahs zagrali przeciwko Glasgow Warriors. Faworytem byli chyba gospodarze (szkocka drużyna ma aż 16 zawodników w Japonii, Cheetahs jednego albo dwóch), ale rozmiary zwycięstwa robią wrażenie: Cheetahs wygrali 48:14 zdobywając siedem przyłożeń. Kapitanem miejscowej drużyny był Ruan Pieenar, który ostatnie dziewięć lat grał w klubach europejskich. Zaakcentował swój powrót do ojczyzny zdobywając 18 punktów, w tym pierwsze punkty meczu po przyłożeniu w piątej minucie (przyłożenie: https://pro14.tv/video-player/?entry=0_t0t28rm1, dostępne po zalogowaniu).
  Starcie świetnie sobie radzącego w poprzednim sezonie Benettona z obrońcami tytułu z Leinster (a raczej w starciu drugich drużyn tych zespołów, bowiem Włosi mają szesnastu graczy w Japonii, a Irlandczycy czternastu) było bardzo zacięte, a drużyny kilkakrotnie zmieniały się na prowadzeniu. Ostatecznie Benetton przegrał 27:32, a języczkiem u wagi mogła być gra w osłabieniu przez ostatnie pół godziny po czerwonej kartce dla Tavuyary (pokazana przy remisie 17:17).
  W innych meczach: Ulster pokonał Ospreys 38:14. Walijczycy świetnie zaczęli, w siódmej minucie meczu prowadzili 8:0, ale potem dominowali zdecydowanie gracze klubu z Irlandii Północnej. Zwycięstwo odniósł też poważnie osłabiony Munster, który pokonał najsłabszą walijską ekipę, Dragons aż 39:9. W trzecim pojedynku irlandzko-walijskim Scarlets pokonali Connacht 18:10. Zacięty mecz stoczyła druga południowoafrykańska drużyna, Southern Kings, która przegrała 27:31 z Cardiff Blues. Zwycięstwo Walijczyków jest tym bardziej cenne, że w ciągu meczu zaliczyli oni trzy żółte kartki. Z kolei w spotkaniu osłabionych Edynburga i Zebre zdecydowane zwycięstwo (50:15) odnieśli Szkoci.

Top 14
  Piąta kolejka ligi zaczęła się od małej niespodzianki. Brive pokonało Tulon 39:17. Dla tulończyków to już trzecia porażka w sezonie, ale tym bardziej bolesna, że z beniaminkiem, który wcześniej zdołał wygrać tylko raz. Brive fantastycznie zaczęło mecz, bo już po kwadransie gry prowadziło 17:0. Później utrzymało przewagę, ale ozdobą spotkania było przyłożenie tulończyków: https://youtu.be/KxBFBFTlLz8?t=143.
  Drugi beniaminek, Bajonna, w połowie meczu przegrywał 10:12, a na dodatek na koniec pierwszej połowy jeden z jego zawodników dostał czerwoną kartkę. Mimo to w drugiej połowie zdołał odwrócić losy spotkania i odnieść minimalne zwycięstwo 23:22.
  Równie ciekawie było w Tuluzie, gdzie broniący mistrzostwa gospodarze podejmowali drużynę z Pau, będącą jedną z rewelacji tego sezonu (przed tą kolejką na trzecim miejscu). Mistrzowie już na początku wypracowali sobie przewagę, na kwadrans przed końcem prowadzili 21:9. Pau zaczęło pogoń, zdobywało punkty – ostatecznie jednego zabrakło i Tuluza wygrała 24:23.
  Sporo emocji było w Montpellier, gdzie miejscowi stoczyli wyrównany bój z niepokonanym dotąd Bordeaux. Do przerwy było 6:7, po przerwie też żadna z drużyn nie była w stanie odskoczyć rywalowi. Skończyło się remisem 17:17 – to pierwsze potknięcie Bordeaux w tym sezonie.
  W innych meczach Castres pokonało po zaciętym boju Agen 30:27, niepokonany dotąd Lyon wyjechał do Paryża na mecz przeciwko Racingowi 92 i wygrał 31:20, wreszcie w Paryżu Stade Français uległ ubiegłorocznym wicemistrzom z Clermont 18:32, mimo że do przerwy prowadził 13:12.
  W tabeli na czele bez wielkich zmian. Lyon dzięki remisowi Bordeaux odskoczył od wicelidera, ale tylko na dwa punkty. Za ich plecami mimo porażki nadal Pau. Na czwarte miejsce wspiął się ambitny beniaminek z Bajonny. Na dnie tabeli nieoczekiwanie dwie drużyny z Paryża – obie w pierwszych pięciu kolejkach odniosły po zaledwie jednym zwycięstwie. Obrońcy tytułu, Tuluza, mimo zwycięstwa nadal nisko – na 11. miejscu.


Drobne
  W Poznaniu odbyła się ciekawa impreza rugby: International Rugby Challenge. Głównym punktem programu był mecz kobiecych siódemek: miejscowe Black Roses podejmowały brązowe medalistki Niemiec w siódemkach z poprzedniego sezonu – USV Potsdam i pokonały je 78:7 (grano po 28 minut). Wcześniej rywalizowały dwie drużyny młodzieżowe: Juvenia Kraków pokonała Atomówki Łódź 48:24. Odbył się też turniej dzieci. Organizatorzy chwalą się wysoką, bo ok. tysiącosobową frekwencją. Zwłaszcza to ostatnie bardzo cieszy.
  Pierwsze turnieje mistrzostw Polski juniorów w rugby 7 rozgrywane w Lublinie wygrali obrońcy tytułu – wśród juniorów Juvenia Kraków, a wśród kadetów Orkan Sochaczew.
  W Łodzi reprezentacja Polski w rugby league rozegrała swoje pierwsze spotkanie międzypaństwowe na krajowym boisku. Rywalem byli Czesi, którzy zostali pokonani 34:18 (mecz można obejrzeć tu: https://youtu.be/APOMy1F3Q_s). Polską reprezentację wsparli gracze polskiego pochodzenia z Australii. Zapowiedziane są dwa kolejne spotkania, 12 i 19 października – kolejno ze Szwecją i Norwegią. W przyszłym roku ma także ruszyć liga rugby league (dotąd tylko raz rozegrano mistrzostwa Polski, w 2017 – wzięły w nich udział cztery drużyny z Łodzi i okolic).
  W Sri Lance odbyły się finałowe turnieje cyklu Asia Rugby Sevens Series, I wśród kobiet, i u mężczyzn zarówno ten turniej, jak i cały cykl wygrały reprezentacje Japonii.

Zapowiedzi
  Oczywiście atrakcją numer jeden jest kolejny tydzień meczów grupowych Pucharu Świata. W grupie A Szkocja i Japonia będą grać z Samoa, która może przecież zamieszać. W grupie C hit sobotę, gdy Anglia zmierzy się z Argentyną. Pamiętajmy, że ekipy te znalazły się w jednej grupie z Francją i porażka w tym starciu Argentyńczyków w praktyce wyeliminuje z walki o ćwierćfinał, a Anglikom bardzo utrudni sytuację. Będą trzeszczeć kości. Ponadto emocji mamy szansę spodziewać się w meczu Gruzji z Fidżi, choć jego stawką nie będzie awans do ćwierćfinałów, a walka o trzecie miejsce w grupie. Komplet spotkań w najbliższym tygodniu (godziny czasu polskiego, kanał telewizyjny z transmisją na żywo):
– poniedziałek, 12:15, Szkocja – Samoa (Polsat Sport),
– środa, 9:45, Francja – Stany Zjednoczone (Polsat Sport Fight),
– środa, 12:15, Nowa Zelandia – Kanada (Polsat Sport News),
– czwartek, 7:15, Gruzja – Fidżi (Polsat Sport Fight),
– czwartek, 12:15, Irlandia – Rosja (Polsat Sport Extra),
– piątek, 11:45, Afryka Południowa – Włochy (Polsat Sport Fight),
– sobota, 7:15, Australia – Urugwaj (Polsat Sport Fight),
– sobota, 10:00, Anglia – Argentyna (Polsat Sport Fight),
– sobota, 12:30, Japonia – Samoa (Polsat Sport Fight),
– niedziela, 6:45, Nowa Zelandia – Namibia (Polsat Sport Fight),
– niedziela, 9:45, Francja – Tonga (Polsat Sport Fight).
  Gra Ekstraliga – piąta kolejka (to będzie już półmetek rundy jesiennej). Tym razem przed nami mecze Pogoń Siedlce – Arka Gdynia (zdecydowanymi faworytami są gospodarze), Skra Warszawa – Rugby Łódź (tu można stawiać na łodzian, ale mecz może być ciekawy), Budowlani Lublin – Ogniwo Sopot (co prawda obrońcy tytułu grają daleko od domu, ale nie sądzę, aby przeszkodziło to im w zwycięstwie) i Orkan Sochaczew – Lechia Gdańsk (Lechia nieźle się prezentuje w tym sezonie, ale Sochaczew to trudny teren do gry). Pauzuje Juvenia. Na kanale Polsat Sport Fight zobaczymy spotkanie w Lublinie (niedziela, godz. 15:00). Gra także I liga (lider, Sparta Jarocin, podejmuje Watahę Zielona Góra).
  W szóstej kolejce Top 14 najciekawiej zapowiada się starcie dwóch drużyn liderujących w tabeli: Lyon podejmie Bordeaux. Po tej kolejce zapewne nie będzie już w lidze drużyny bez porażki – choć remisy czasem się zdarzają.  
  Po raz drugi wybiegną na boiska rugbyści z ligi Pro14. Obrońcy tytułu z Dublina (w rezerwowym składzie) po raz pierwszy w tym sezonie pokażą się swojej publiczności i zmierzą się z walijskimi Ospreys.
  Rozpoczyna się cykl turniejów World Rugby Sevens Series dla najlepszych reprezentacji siódemek na świecie. Został on w tym roku rozbudowany – zobaczymy osiem turniejów kobiecych i dziesięć męskich, a wszystkie zapewne będą transmitowane na stronie World Rugby. W ten weekend odbędzie się pierwszy turniej kobiet w amerykańskim Glendale. W stawce nie ma Polek, które nie zakwalifikowały się do tego cyklu, ale zobaczymy je najprawdopodobniej w ostatnich turniejach sezonu, które będą odbywać się w Europie.
  W kraju warto zwrócić uwagę także na początek rozgrywek piętnastek w kategoriach juniorów i kadetów. Broniące złota w obu tych kategoriach drużyny Juvenii Kraków wybierają się do Gdyni, gdzie zmierzą się z Arką. Odbędzie się także pierwszy turniej dziewczęcych siódemek w kategorii U16 – w Łodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz